czwartek, 17 października 2013

Programy informacyjne

Pierwszy program informacyjny jaki pamiętam z dzieciństwa to Dziennik Telewizyjny ze skoczną muzyczką w czołówce. W 1989 roku został zamieniony na Wiadomości. Muszę przyznać, ze prosta szara czołówka o wiele bardziej podobała mi się niż wszystkie inne.

 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wiadomości miały na swoim koncie wiele czołówek. Widać, że od początku starano się aby program był nowoczesny.

 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 
Panoramę zawsze lubiłam. Rodzice zawsze ją oglądali i sentyment pozostał

 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 
Teleexpress - to było cos! Krótki, treściwy, a do tego posiadał kącik muzyczny! Pierwsze logo z ustami pamiętam do dziś, rewelacyjna grafika i świetna muzyka, a to pikanie, niby nic a daje tak wiele

poniedziałek, 14 października 2013

Niemieckie zespoły muzyczne cz.1

Lata 90te to wysyp wszelkiego rodzaju zespołów eurodance. Na listach przebojów królowały taneczne hity wykonawców z rożnych zakątków Europy. Silną grupę przedstawicieli gatunku stanowili Niemcy i to im poświęcę dzisiejszy wpis, bo hitów było co nie miara. Głównie wypuszczane w okresie wakacji, królowały na każdej dyskotece. Na bazarkach kupowało się składanki dokładnie czytając spis utworów, czy akurat tu znajduje się ten ulubiony, wytrwalsi zaś siedzieli przy magnetofonie słuchając radia i gdy tylko zabrzmiały znajome dźwięki włączali przycisk nagrywania. Tak, to były czasy. Czasy kaset, czasy playbecków, czasy artystów jednego przeboju, czasy eurodance!
DJ Bobo (pochodzi wprawdzie ze Szwajcarii, ale po niemiecku mówią więc...) był swojego czasu królem muzyki dance. Ten, nie oszukujmy się, bardzo nieatrakcyjny facet, nagrał kilka hitów, które zdecydowanie przeszły do historii muzyki tanecznej lat 90tych. Jego niby rap i chwytliwe refreny zrobiły furorę!



 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 
Culture Beat znane było głównie z dwóch kawałków, ale konkretnych. Mr. Vain i Got to Get It królowały w każdej dyskotece i w późniejszych latach dorobiły się miłych reaktywacji. Nic jednak nie przebije oryginału i klimatu lat 90tych!
 


 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 
Tak jak w przypadku Culture Beat Snap! dorobił się też dwóch wielkich hitów, w tym jeden miał i ma Power!
 


 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 
Loft nagrali jeden przebój, ale nie byle jaki. Mallorca była mega hiciorem, którzy pod nosem nucili starzy i młodzi. Były wakacje, było ciepło, a pani śpiewała o Majorce, no czegóż chcieć więcej!
 

 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 
Fun Factory.  Przebojów mieli kilka. Zakochane pary prosiły w radiu o piosenkę I Love You, a dla  solenizantów było Celebration. Ja lubiłam wszystkie bez wyjątku. To na nich czekałam by nagrać z radia najnowszy kawałek. No to Doh Wah Diddy!
 




 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 
Mój kolega z dzieciństwa miał cała kasetę U96 i gdy w końcu wyprosiłam, żeby mi ją pożyczył (bo kiedyś oryginalne kasety bardzo cenne były) i tak skupiłam się tylko na utworze Das Boot. Niesamowity, mroczny, inny od puszczanej w lokalnym radiu muzyki kawałek zrobił na mnie  ogromne wrażenie w dzieciństwie. I chociaż Das Boot dancowy nie jest to późniejszy hit zespołu - Heaven już jak najbardziej.


 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 
Mówiąc szczerze, nie przypuszczałam, ze tak dużo piosenek okresu mojej młodości nagranych było przez Niemców, obstawiałam jednak Szwedów... Wygląda na to, że nasi sąsiedzi szaleli w latach 90tych. Tak jak wszyscy

niedziela, 13 października 2013

Serial na dziś: "Z Archiwum X"

Od małego lubiłam mrożące krew w żyłach historie. Pierwsze horrory, mimo, ze przerażające pozostawiały jedną myśl: jeszcze! Kiedy w tv pojawiło się "Z archiwum X" nie mogłam się oderwać i z niecierpliwością czekałam na nowy tydzień, żeby tylko zobaczyć niesamowite przygody agentów FBI.

Mulder - wysoki i przystojny. Scully - nieduża, ruda, średnio urodziwa. On - bezgranicznie wierzący w UFO, wszelkiego rodzaju teorie spiskowe, potwory i zjawiska paranormalne. Ona - wielka sceptyczka, oddana nauce, przekonana że wszystko można racjonalnie wytłumaczyć. Dwa przeciwieństwa, które doskonale sprawdzają się jako partnerzy w pracy i przyjaciele, a obecna między nimi chemia dodaje smaczku. Któż to nie czekał, czy może właśnie w tym konkretnym odcinku coś się rozwinie, czy może akurat dziś się nie pocałują. Jednak i tak najważniejsze były niesamowite sprawy, które wpadały w ręce agentów. A takie sprawy trafiały się zawsze, gdyż Mulder i Scully pracowali w Archiwum X - wydziale zajmującym się wszystkim tym co dziwne.
Mulder, który w dzieciństwie stracił siostrę w dziwnych okolicznościach, cały czas jej szuka. Przekonany, ze została uprowadzona przez kosmitów, doszukuje się prawdy o życiu pozaziemskim i stara się dojść do tego co ukrywają i tuszują wysoko postawieni ludzie. I właśnie sprawy UFO stanowią tu główny spójny wątek.
Żeby nie było monotonnie i nudno, agenci zajmują się też innymi sprawami, które szczerze mówiąc zawsze bardziej mnie interesowały niż wątek pozaziemski. Sprawy, które trafiają w ich ręce przyprawiają o gęsią skórkę, bo któż nie wystraszyłby się robali wykopanych z najgłębszych lodów Alaski, robali, które wchodzą do ciała człowieka i zamieniają go w agresywna bestię gotową zabić każdego na swojej drodze? Kto nie bałby się człowieka, który nie tylko potrafi tak się wydłużyć, ze bez problemu przejdzie przez komin, do tego żywi się ludzkimi wątrobami i żyje setki lat? A może dreszcz emocji przyprawi ktoś kto wzrokiem potrafi wzniecić ogień? A wiedzieliście jakie potwory czają się w kanałach? o ho ho! Już nawet nie będę wspominać o dziwnych zabijających roślinach, owadach, zmutowanych ludziach czy materializującym się strachu samym w sobie. Straszne rzeczy!
W serialu nie mogło zabraknąć też odcinków o duchach, wampirach, sektach i zdolnościach kinetycznych. Od czasu do czasu trafiał się też odcinek w komediowym stylu, pokazany z przymrużeniem oka, te akurat nie należały do moich ulubionych.
Serial robił wrażenie. Był mroczny, ciemny, trzymał w napięciu. Nieprawdopodobne teorie Muldera podważane były przez Scully i chociaż często dzięki otwartemu umysłowi to on miał rację, Scully przez bardzo wiele sezonów nadal pozostawała zamknięta na to co niezrozumiałe.

Jedna rzecz z serialu była bardzo przez wszystkich pożądana. Plakat wiszący w biurze Muldera - latający talerz z podpisem "I want to believe" Był w sferze moich wielkich marzeń, jednak niestety w żadnym Bravo na niego nie trafiłam...
Sukces "Z Archiwum X" to nie tylko świetne przygody, nie tylko bardzo dobrze dobrani aktorzy, ale też klimatyczna muzyka skomponowana przez Marka Snow. Kasetę ze ścieżką z serialu miał mój kolega z dzieciństwa i gdy tylko pożyczył mi ją na kilka dni, słuchałam bez przerwy hipnotyzującego motywu przewodniego. Z każdą inną melodią czołówka "Archiwum" nie byłaby taka sama.
Serial stał się hitem na całym świecie. W każdym Bravo można było znaleźć plakaty elegancko ubranych agentów FBI. Zaczęły powstawać książki oparte na scenariuszu serialu, komiksy, gry i figurki. Sama zbierałam wycinki z gazet o "Archiwum X" i podkochiwałam się w Davidzie Duchovnym. Do tej pory uważam, że serial ten jest najlepszym jaki powstał i mam wszystkie odcinki na dvd od czasu do czasu przypominając sobie te ulubione.
 
 

sobota, 12 października 2013

To się żuło!

Chyba nie ma nikogo kto nie znałby gumy Donald. Smak i zapach dzieciństwa. Jednak w tym wszystkim nie guma była najważniejsza, a mini komiksy znajdujące się środku. Króciutkie historyjki robiły furorę na podwórku, dzieciaki wymieniały się nimi i analizowały z ogromną powagą wydarzenia z niewielkich karteluszek.


Równie wielkim zainteresowaniem co Donald cieszyła się guma Turbo. W tym przypadku również najważniejszy był dodatek - zdjęcie samochodu! Same świetne modele, które podziwiał każdy chłopak (i niejedna dziewczyna). Niektórzy grali obrazkami jak kartami - zawodnik z samochodem o większej mocy zgarniał wszystko!



Nie można zapomnieć też o gumie Boomer, którą dzielnie reprezentował ubrany w obcisły kombinezon, człowiek o niezwykłych zdolnościach. A może to nie był człowiek?...
 

 
W każdym sklepie królowały też gumy kulki. Były niedrogie a ich smak szybko mijał, jednak i tak się kupowało, albo na sztuki, albo całe listki.
No i oczywiście guma papieros. Nie trzeba było używać już paluszków żeby udawać ze się pali, można było szpanować gumą do żucia i poczuć się jak dorosły.
 
Dla dorosłych ogólnie dostępne stały się Wrigley's Spearmint, Doublemint i Juicy Fruit, które często u przeciętnego Kowalskiego powodowały plątanie się języka.
 

środa, 9 października 2013

Maluję, rysuję, wycinam

Jak najłatwiej zająć czymś dziecko? "Masz tu kredki, narysuj wujka... O jak pięknie! To teraz narysuj słonika..." Chociaż chwila wytchnienia. Kredki to nieodłączny atrybut każdego przedszkolaka. W czasach mego dzieciństwa królowały kredki "Bambino". Rysowały bardzo ładnie, a ich jedyną wadą była łamliwość, wada ta była jednak nieduża. Połamańca obierało się z papierka i można było kontynuować dzieło.
Drugi rodzaj kredek to kredki ołówkowe. Do naostrzenia ich potrzebni byli dorośli, gdyż w moim domu rodzice stosowali metody niebezpieczne dla dziecka. Tata używał jakże skomplikowanej wówczas dla mnie temperówki na żyletkę, mama zaś wybierała metodę kuchenną - ostrzyła wszystko nożem nad zlewem. Największym marzeniem wtedy było dla mnie posiadanie temperówki na korbkę, jednak nigdy się ono nie spełniło...
Nasze polskie kredki, szczególnie te z misiem wspominam dobrze, natomiast w pamięci świtają mi chińskie kredki, które jak jeden mąż miały połamane w środku rysiki i mimo usilnych starań rodziców nie dało się ich porządnie na ostrzyć. Chińskim kredkom mówimy nie!
Wraz z rozpoczęciem się podstawówki w domu zaczęło przybywać długopisów i ołówków, a nic tak dobrze nie trzymało tych sprzętów w kupie, jak jeż. Jeże w życiu miała dwa i wspominam je bardzo ciepło. Wtykało się długopisy między kolce takiego jeża, który dumnie eksponował papierniczy asortyment. Strach pomyśleć ile brudu i syfu miał taki zwierz między kolcami...
Żeby urozmaicić dziecku domową rozrywkę od czasu do czasu rodzice pozwalali na malowanie farbkami. Nie była to codzienna zabawa, bo wymagała od rodzica przygotowań i czujności. Najpierw cały stół wyłożyć trzeba było gazetami, dzieciaka przebrać w ubranka stare, wyłożyć w słoiczku wodę i farbki. Często okazywało się, że i pędzel i farby zaschły na kamień i dzielny rodzic rozpoczynał proces nawadniania sprzętów w celu ich rozmięknięcia. Frajdy jednak z malowanie było co nie miara, szczególnie dla dzieciaka.
I na koniec wycinanki. Chyba nie były moją ulubioną rozrywką, bo używane były tylko w przedszkolu i w podstawówce. Do tego kazano wycinać śmiesznymi, niesamowicie tępymi nożyczkami z rączką w kształcie zwierzaka, które zamiast ciąć to chrympały papier.

Było tak? Było i było wesoło i pamięta się to do dziś!